Kultowe teksty z najpopularniejszych filmów tego typu wyryły się w pamięci Polaków na dobre. Dzień świra, Kiler, Chłopaki nie płaczą, Miś, Poranek kojota, Zróbmy sobie wnuka
Tomasz Bajer wcielił się w rolę "Laski" w filmie "Chłopaki nie płaczą", od premiery którego minęło właśnie dwadzieścia lat. Później wystąpił także w "Poranku kojota", zagrał także kilka epizodów w serialach. W końcu jednak słuch o nim zaginął. Bajer zrezygnował z aktorstwa. Wyjechał z Polski na wiele lat, by niedawno wrócić i rozpocząć własny biznes. Czym się teraz zajmuje? fot. Wellman/AKPA „Laska” z „Chłopaki nie płaczą” Od premiery filmu „Chłopaki nie płaczą” w reżyserii Olafa Lubaszenki minęły właśnie dwie dekady. Komedia, która z pewnością zasłużyła na miano kultowej, pomimo upływu czasu wciąż bawi. Wiele kwestii wypowiadanych przez bohaterów filmu Lubaszenki na stałe weszło do codziennego języka. Jedną z najpopularniejszych postaci kojarzonych z „Chłopakami…” jest „Laska”, w którego wcielił się Tomasz Bajer. Kiedy stanął na planie filmu Lubaszenki, miał 21 lat i był naturszczykiem. Olaf Lubaszenko „znalazł” Bajera na spotkaniu w Poznaniu, z którego ten pochodzi. W rozmowie z Onetem odtwórca roli słynnego „Laski” opowiedział o szczegółach tego spotkania. „Byłem wtedy uczniem Prywatnego Anglojęzycznego Liceum Ogólnokształcącego w Poznaniu. Długo rozmawialiśmy z Olafem, także o narkotykach wśród znanych ludzi. Potem powiedział, że kręci film, i poprosił o numer telefonu. Podałem numer babci, u której wtedy czasowo mieszkałem. Po miesiącu odebrałem telefon z zaproszeniem na casting. Rolę „Laski" dostałem od razu” – wspomina. „Dopiero po latach dowiedziałem się z książki „Chłopaki niech płaczą”, że Olaf musiał walczyć z producentami, żebym zagrał. Twierdzili, że obsadzenie takiego amatora jak ja to zbyt duże ryzyko. No ale on postawił na swoim. Zawsze będę mu za to wdzięczny” – dodaje. Tomasz Bajer po „Chłopakach…” Po „Chłopakach…” Tomasz Bajer wystąpił w jeszcze jednym filmie Lubaszenki – „Poranku kojota”. Potem zagrał także kilka epizodycznych ról w serialach. W końcu jednak słuch o nim zaginął. Bajer porzucił aktorstwo. Jak mówi dzisiaj, z chodzeniem na castingi było mu po prostu nie po drodze. W tamtym czasie mieszkał i studiował w Poznaniu, zaś wszystkie castingi odbywały się w Warszawie. Bajer zawsze sporo podróżował. W pewnym momencie podjął decyzję, by wylecieć do Australii. Tam osiadł na długie lata, zdobywając wiele nowych doświadczeń. „Wyjazd do Australii był bardzo spontaniczny. Mieszkałem w tamtym okresie u mamy, liżąc trochę rany po dziesięcioletnim związku, paru nieudanych inwestycjach i innych działaniach. Trochę pomagałem w domu, ale generalnie się obijałem. Stwierdziłem, że jeżeli dalej będę tak funkcjonował, to równie dobrze mogę założyć kalosze, pójść pod sklep, otworzyć browar albo wódkę i spędzić tak resztę życia. Zrozumiałem, że najlepszym kopem będzie samodzielny wyjazd, bez pomocy rodziny, jak najdalej od Polski. A że już wcześniej byłem w Australii przez blisko rok, kierunek wydał mi się oczywisty. Mieszkał tam mój kolega, który zapewniał, że jak przyjadę, to praca się znajdzie i wszystko będzie dobrze. Ale aż tak dobrze nie było” – powiedział w wywiadzie dla Onetu. Co robi dzisiaj Tomasz Bajer? W Australii pracował w branży budowlanej. Mieszkając w Sydney, trafił do firmy budowlanej, która zajmowała się również renowacją drewna i stali. Później to samo robił w Norwegii. Kiedy popyt na usługi renowacyjne zaczął spadać, Bajer uznał, że powinien się przekwalifikować. W końcu wrócił do Polski, gdzie rozpoczął własny biznes. „Od dwóch lat jestem technikiem PDR. Zrobiłem w Lesznie specjalny kurs u kolegi, z którym teraz wspólnie prowadzimy firmę. Zajmujemy się bezlakierowym usuwaniem wgnieceń z karoserii aut oraz prowadzeniem kursów PDR. Może nie jest to prosta robota, ale w miarę czysta, wymagająca precyzji, cierpliwości i oka do detalu. Czyli czegoś, co zawsze było moją mocną stroną” – zdradził. Niedawno na ekrany polskich kin wszedł film „Futro z misia”, w którym wystąpiła część obsady „Chłopaki nie płaczą”. Tomasza Bajera w filmie jednak zabrakło. Jak powiedział Onetowi, nie otrzymał propozycji wystąpienia w nowej, niezbyt ciepło przyjętej przez krytyków produkcji. Bajer przyznaje jednak, że chociaż od jego występu w „Chłopakach…” minęły już dwie dekady, ludzie nadal rozpoznają go na ulicy. „Najczęściej rozpoznają mnie po głosie, po wyglądzie rzadziej. Wiadomo, że się trochę zmieniłem, chociaż dzięki dobrym genom nie postarzałem się za bardzo. To są zawsze bardzo przyjemne sytuacje, nie było chyba ani jednej niemiłej. Może dlatego, że „Laska” to bardzo pozytywny chłopak” – mówi.
Spośród wszystkich tych Sztosów, Emcekwadratów i Kojotów chyba tylko Chłopaki nie płaczą dochapały się statusu kultowego. Obraz miał bowiem wszystko, czego od następcy Rejsu można wymagać - zabawne teksty, celne spostrzeżenia społeczne (Boszsz, jak to brzmi!), mocne aluzje, elementy parodystyczne, nawiązania do klasyki (m.in. Pulp Fiction Tarantino i Śmierć w Wenecji Syn Gruchy z "Chłopaki nie płaczą" jest gejem Nie było mu to łatwo zaakceptować Właśnie wystartowała kampania społeczna "Rodzice, odważcie się mówić" stworzona przez Kampanię Przeciw Homofobi, która ma przekonać rodziców, że osoba homoseksualna w rodzinie nie jest powodem do wstydu. W akcję zaangażowano kilka publicznych osób, które nie mają problemu z ty, że ich dziecko jest gejem czy lesbijką. Mirosław Zbrojewicz , który publiczności znany jest z męskich i bardzo szorstkich ról, w tym kultowej postaci Gruchy z komedii "Chłopaki nie płaczą" otwarcie opowiada o swoim synu Mateuszu, który jest gejem . Aktor przyznał, że na początku nie było mu łatwo zaakceptować ten stan rzeczy: - To nie było tak, że nagle Mateusz powiedział, że jest gejem i myśmy z tęczowymi flagami wybiegli na ulicę i zaczęli opowiadać o tym znajomym - wspomina Zbrojewicz. Taki młody człowiek w momencie, kiedy przychodzi z tym do rodziców i mówi, że jest homoseksualistą, sam uwalnia się od tego i zaczyna układać życie po swojemu. Nie ma chyba lepszego momentu na akceptację. A rodzicom pozostaje tylko rola kibica, który chce, żeby dziecku poszło w życiu jak najlepiej - dodaje. Cieszymy się, że znani ludzie w szczytnym celu nie boją się opowiadać o swoich prywatnych i dość trudnych nadzieję, że dzięki takim akcjom społeczeństwo będzie bardziej tolerancyjne. Zobacz: Przystojny amerykański piłkarz: Jestem gejem Chłopaki Nie Płaczą Lyrics: Mówisz życie jak cukierek / Gorzkie jest czasami / Mówisz panna zostawiła / Kumple dawno cię olali / Ale nie bój nic - minie jakiś czas / Poczuj chłodny
Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania Chłopaki nie płaczą – polska komedia sensacyjna z 2000 roku w reżyserii Olafa Lubaszenki. Scenariusz napisał Mikołaj Korzyński. Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne! Wypowiedzi postaci[edytuj] Fred[edytuj] Dawno temu ja też zaufałem pewnej kobiecie, wtedy dałbym sobie za nią rękę uciąć. I wiesz, co… I bym teraz, kurwa, nie miał ręki. Opis: do Gruchy. Zobacz też: kobieta Każdego dnia zjadam przecier z owoców, kiełki, tofu, czosnek w kapsułkach, piję rano tran. Wyeliminowałem cholesterol i tłuszcze zwierzęce, oprócz tego tranu z rana. Dzięki temu nie boję się o moje płuca, serce i nerki, dlatego nie pozwalam palić w wozie, dym szkodzi na cerę i cebulki włosów. Kupiłem sobie ten garniak na takie chwile jak ta. Zapłaciłem 1500 baksów, za to, żeby koleś, którego mam rozwalić, zapamiętał sobie dobrze, jak wyglądam. Żeby opowiedział kolegom aniołkom w niebie, że kulkę posłał mu facet z klasą. Kapujesz?! A ty w swoim sweterku wyglądasz jak kmiot. Nie różnisz się od Rumuna, który pucuje mi lampy, kiedy stoję na światłach. Jak facet opowie w niebie, jak wyglądał ten, co go załatwił, to aniołom ze śmiechu puszczą zwieracze i spadnie na nas gówniany deszcz. Opis: do Gruchy Zobacz też: garnitur, odzież Chodzi mi o ten sweter co go masz na sobie. Zajebałeś go z pomocy dla powodzian? Pies ci go wszamał, a potem zwrócił? Chciałbym poznać historię tego swetra. Opis: do Gruchy. Ty, jak ty się nazywasz, bo zapomniałem. Kolec, Stolec? (…) Masz pitbulla, który wygląda jak jamnik. Gibasz się jak pierdolony rezus, zachwycasz się panem Kunta Kinte, marnujesz mojemu kumplowi ścieżkę najlepszego proszku, a na koniec puszczasz nam film o facecie w łódce. I ty chcesz, żebyśmy ubili interes? (…) Po tym, co tu zobaczyłem, nie wiem, czy chciałbym z tobą ubić muchę w kiblu. Coś ci się rozmazało na ręce… Opis: do Bolca. To, co dla ciebie jest sufitem, dla mnie jest podłogą. Opis: do Gruchy. Zobacz też: podłoga, sufit Widzisz, co to żarcie robi ci z mózgu? Poza tą bułką i frytkami świat dla ciebie nie istnieje. To tylko kawałeczek pierdolonego ziemniaka, a ty zachowujesz się tak, jakbym krzywdził twoją matkę. Idę się odlać, Grucha, bo nie chcę na to patrzeć. Opis: do Gruchy. Z choinki się urwałeś, Grucha? To dziwka. Jej się podobają faceci, których drukują na banknotach NBP. Z takimi trzeba krótko, bez przesadnej czułości, jak raz zauważy, że ma nad tobą władzę, to przegrałeś, Grucha. Babie trzeba założyć chomąto. Tak robili do XII wieku polscy chłopi. Zakładali babom chomąto i orali nimi pole. Opis: do Gruchy. Zobacz też: prostytutka Zrobiliście duży błąd. Chcieliście wydymać Freda, to teraz Fred wydyma was. Opis: do siebie. Grucha[edytuj] A historii tego swetra i tak byś nie zrozumiał. Opis: do Freda. No właśnie, kim ty w ogóle, kurwa, jesteś? Pajacu.. Opis: do Bolca. Tego akurat nie mogę dla ciebie zrobić… Ale mogę dla ciebie zrobić coś innego… Opis: w salonie fryzjerskim do Jarosława Psikuty. Weź na wstrzymanie, Fred… Kurwa, nie dałeś mi zapalić, a to był mój ostatni fajek. Opis: do Freda. Zobacz też: papieros Kuba Brenner[edytuj] I o to chodzi, trzeba kolekcjonować mocne wrażenia. Opis: do Oskara. Łatwo ci mówić, bo nie masz takich ciśnień. Odzyskamy tę figurkę. Nie wiem, jak i nie wiem, czy ją… odzyskamy, ale odzyskamy tę figurkę. Laska[edytuj] Człowieku, nie bądź takim materialistą, trzeba się wyluzować. Opis: do sutenera Cześka. Zobacz też: materialista, pieniądze Jestem synem króla sedesów. To wysoko postawiona poprzeczka. Opis: do Kuby. Kuba? Siema. Wpadnij, stary, mamy świetne palenie. Opis: do Kuby podczas rozmowy telefonicznej. Wiem, że świat nie spodziewa się po mnie zbyt wiele. Mój stary też wiele dokonał. Jest królem sedesów. W ogóle bracie, jeżeli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód, nie jesteś Tutsi, ani Hutu i te sprawy, to wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie – co lubię w życiu robić. A potem zacznij to robić. Szef[edytuj] A jeżeli będą chcieli pójść do muzeum lotnictwa, to zabierzesz ich do muzeum lotnictwa, kurwa jego mać! Opis: do Bolca. Zobacz też: muzeum Mam dosyć tego twojego Freda, kurwa jego w dupę zapierdolona mać. Dzwoni do mnie codziennie o szóstej rano i pyta o kasę. Nawet we Wronkach mnie tak wcześnie nie budzili. (…) dzwoń do niego codziennie o piątej trzydzieści rano! Opis: do Bolca w saunie. Zobacz też: pobudka Może ty się jeszcze, kurwa, zajmiesz hodowlą jedwabników? Przecież ty się nie znasz na muzyce. Opis: do Bolca. Mógłbym powiedzieć: nie ma pieniędzy – nie ma towaru, ale ja chcę robić interesy, a nie puszczać brzydkie bąki. Opis: do Freda. O czym ty do mnie rozmawiasz? Głowa cię nie boli? Opis: do Bolca. Inne postacie[edytuj] „Coco jamboo i do przodu!” – to moje hasło. Dobre, nie? Postać: Bolec Zobacz też: hasło Mógłbym z nimi porozmawiać po swojemu, a potem ich zakopać w lesie. Postać: Silnoręki Opis: do Szefa. Nie będziesz dzwoniła do byłych fagasów z mojej komóry, bejbe. Pakuj się… Postać: Jarosław Psikuta Opis: do Weroniki. Powiem ci tak. Trudno znaleźć dobrą opiekunkę do dziecka… Ale jeszcze trudniej znaleźć dobre dziecko. Postać: mężczyzna przy barze Opis: epizod ten zagrał Andrzej Mleczko, a cytat pochodzi z jego książki Rysunki i aforyzmy. Zobacz też: dziecko Dialogi[edytuj] Oskar: Dobra. Dogadajmy się. 200 złotych i jako premia – ten bezcenny argentyński kaktus. (daje sutenerowi kaktus) Czesiek, sutener: A na chuj mnie ten kaktus! (Ze złości wyrzuca kaktus przez okno). Rozlega się dźwięk alarmu samochodowego. Kuba: Chyba rozwalił pan komuś bryczkę. Czesiek: Nauczy się parkować w garażu, hy, hy. A ty, koleżko… Cii! Cicho, cicho… Kurwa, to chyba mój! Czesiek: A po co nasi chłopcy mieliby się tak gibać? Bolec: Po co, po co? Po to, żeby nie wyglądać jak żelbetonowy kloc. Polski gangster nie ma luzu – rusza się jak wóz z węglem. A przydałoby się trochę polotu i finezji w tym smutnym jak pizda mieście. Nie jest tak, czarnuchu? Czesiek: Bolec, wolałbym, żebyś nie mówił do mnie „czarnuchu”. Nie przy reszcie chłopaków… Weronika: Ale ty masz silną psychikę! Jarosław Psikuta: Zajebiście silną. Zawsze patrzę w oczy, kiedy z kimś rozmawiam. Nigdy nie wykonuję niepotrzebnych ruchów. Wystarczy mi pierwszych dziesięć słów, pięć pierwszych gestów jakiegokolwiek koleżki i już wiem, że w jego psychice czai się strach. On jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że wkrótce będzie miał pełne portki. A wiesz dlaczego? Dlatego, że jego słaba psychika już wysłała mu mejla do nadciągającej kupy, że spotkanie jest w spodniach. Weronika: To niesamowite. Jarosław Psikuta: U… ech… Skoczę na chwilę do klopa. Zobacz też: psychika Cichy: Będą cię szukać tak długo, aż cię znajdą, mają na to sposoby. Komputery, biura meldunkowe… Wiesz, może to przykre, co powiem, ale nie masz wielkich szans na ucieczkę. Zresztą nie ma sensu uciekać, znajdą cię wszędzie. Życie ludzkie nie ma dla nich znaczenia. To źli ludzie, Kuba, a przy tym zawodowcy. Nie mogą sobie pozwolić na błąd. A ty Kuba… ty jesteś ich błędem. Nie zawiniłeś, po prostu znalazłeś się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie i będziesz musiał za to zapłacić. Ja też kiedyś byłem błędem w czyimś parszywym życiu. Kuba: Właśnie potrzebowałem kilku słów otuchy… Zobacz też: błąd, otucha (dzwonek telefonu) Głos z sekretarki: Tu automatyczna sekretarka Kuby Brennera. Po sygnale zostaw wiadomość. (sygnał) Weronika: Kuba, wiem, że nie ma cię w tej chwili w domu, że poszedłeś na egzamin… Kuba: O cholera. Weronika: Dlatego wybrałam taką porę, bo muszę ci powiedzieć coś ważnego. Może powinnam to zrobić w cztery oczy, ale bałam się jakbyś to odebrał. Chciałam ci powiedzieć, że odchodzę od ciebie. Kuba: Dzięki Bogu. (przewraca się) Weronika: Wiem, że to dla ciebie cios, no, ale takie jest życie. Nie obwiniaj się, po prostu taka już jestem – trochę zwariowana, ekscentryczna, nieprzewidywalna… Nie chcę żebyś cierpiał, no, a nie myślałeś chyba, że będę z tobą na zawsze… Kuba: W życiu. Weronika: Poznałam kogoś, ma na imię Jarek. Mam wrażenie, że jest moją drugą połówką… Kuba: (uderzy o jakiś przedmiot) Kurwa mać! Weronika: Nie chcę cię ranić, Kuba, musisz być silny. Na pewno spotkasz w życiu jeszcze wiele kobiet, które zajmą moje miejsce… Kuba: (słysząc spuszczanie wody) Nie wspomniałaś jeszcze o moim ojcu! Weronika: Twój ojciec był wielki dyrygentem, a ty? Nie potrafisz zadbać o swoje sprawy! Jak mówi Jarek, w życiu musisz być rekinem, jeśli nie chcesz żeby dopadły cię inne rekiny. I Jarek jest rekinem, i obrotny też jest. Ale po co ja ci o tym mówię… Kuba, musisz być silny! Nie zrób czegoś głupiego… Kochałam cię… Fred: Co to było? Walnęliśmy w jakiegoś psa? Grucha: Chyba jeżozwierza. Fred: Jakiego jeżozwierza? Grucha: Takiego… dużego jeża. Fred: Grucha, czy ty naprawdę jesteś taki tępy? W tym kraju nie ma takich zwierząt! Jest żubr, bóbr, kurwa, łoś. Lis, wilk, kuna, koń, wydra, ryjówka, zając – to są zwierzęta, które żyją w Polsce. Grucha: Wszystko jedno, co to było, skoro już tego nie ma. Fred: No i tu się mylisz, Grucha. Wiesz, co to jest reinkarnacja? Słyszałeś w swoim życiu taki dłuuugi wyraz? W prostych słowach chodzi o to, że po śmierci człowiek odradza się pod inną postacią, na przykład jako zwierzę. Może właśnie rozjechałeś kogoś ze swojej rodziny – wujka albo stryjka. Grucha: Gówno prawda, mój stryjek żyje, pracuje w telewizji. Fred: A walizka?! O czym ty myślisz, Grucha! Śmieszy cię reinkarnacja – twoja broszka, ale to stara i mądra religia, nie dla takich matołów jak ty. To, kim będziesz w przyszłym życiu, zależy od tego, jakie życie prowadziłeś do tej pory. Jedni po śmierci przyjmują postać tygrysa, sokoła albo lamparta. Grucha: A inni? Fred: Jeżeli o ciebie chodzi, to nie wróżę ci żadnych rewelacji. Kaczka – to max, co może z ciebie być. Zobacz też: reinkarnacja Oskar: Długo pracujesz jako ku… eee… pro… Lili: W agencji? Od trzech dni, dopiero zaczynam. Czesiek: Dodatkowa stówa za każde udziwnienie. Napiwki dla pań są dla panów prywatną sprawą. Oskar: Nie będzie żadnych udziwnień, my jesteśmy normalni. Laska (po chwili, na drugim planie): Noo… Jarek, narzeczony Weroniki: Gdzie jest, kurwa, moje 300 baniek? Słyszysz? Gdzie jest kur…! Weronika: Są w życiu ważniejsze rzeczy niż twoje 300 baniek. Jarek: Na przykład 600 baniek. (przyciąga Weronikę do siebie) Pożegnałaś się z tą nędzą artystyczną? Weronika: Nie rozumiem, dlaczego nie mogłam zadzwonić z twojego telefonu. Jarek: Nie będziesz dzwoniła do byłych fagasów z mojej komóry, bejbe. Pakuj się. Oskar (dzwoni do agencji towarzyskiej): Halo, chciałem zamówić dziewczynę o urodzie klasycznej i nietuzinkowej. Powinna mieć szafirowe oczy, zmysłowe usta, wdzięczny sposób poruszania się, nienachalny uśmiech, piersi foremne. Jednym słowem powinna być kwintesencją kobiecości… tak… A dla kolegi… to wszystko jedno… Kuba: Jak to wszystko jedno? Bąbel: Hej, panowie, obudźcie się. Chyba jesteśmy na miejscu. Serfer: No. Mam przeczucie, że jesteśmy blisko. Laska: Wiecie co? Pójdę sprawdzić, co jest za górką. Bąbel i Serfer sikają w krzaki, a Laska idzie na górkę. Bąbel: (odwraca głowę do Laski, który dostanie się na szczyt) I co? Są bunkry? Laska: Bunkrów nie ma. Ale też jest zajebiście. Szef: Jak Bolec coś nagra, to załatw, żeby to było pierwsze miejsce na liście przebojów. Silnoręki: Ale to chyba ludzie decydują… Szef: To dowiedz się, jacy ludzie i porozmawiaj z nimi po swojemu. Mały Cwaniak: Jest tu jakiś cwaniak? Oskar: Nie, nie ma tu żadnego cwaniaka! Grucha: Ja jestem cwaniak i wypierdalaj stąd, ale już. Mały Cwaniak: Siwy! Tu jest jakiś cwaniak! Siwy Cwaniak: Pan daje piątaka, a cwaniak trzydzieści. Robotnik (na akademii muzycznej): Kolego, mógłbyś nie dmuchać w rurę, kiedy kujemy? Trochę nas to rozprasza. Saksofonista: Przepraszam… Pani sekretarka: (wzdychając) Dziekan prosi. Dziekan Zajączek: Wiesz, po co cię wezwałem? Jakub Brenner: Nie chcę zgadywać. Dziekan: Mam dla ciebie dwie wiadomości. Kuba: Poproszę najpierw tę złą. Dziekan: Obie są złe. W związku z tym, że nie zaliczyłeś egzaminu z głównego instrumentu, podjąłem decyzję, że nie będziesz reprezentował naszej uczelni na konkursie we Francji. Jakub: Przecież to jest moja życiowa szansa. Szlifuje program od pół roku. Dziekan: Naucz się, skromności, synku. Ja w twoim wieku dorabiałem udzielając lekcji. Kuba: Następny konkurs jest za 4 lata. Wtedy będzie już dla mnie za późno. Dziekan: Dosyć, Brenner. Nie wszystko kręci się wokół ciebie. Kuba: Skąd ta niechęć do mnie? Przecież studiował Pan z moim ojcem. Dziekan: To nie jest niechęć. Ja cię po prostu nie lubię. Uważam, że nie masz talentu. Twój ojciec też był przereklamowany jako dyrygent. Zrobił karierę, bo był spryciarzem i miał ładną buźkę. Jeden Brenner w historii muzyki nam zupełnie wystarczy. To jest właśnie ta druga wiadomość. Nie masz po co przychodzić na egzamin poprawkowy, bo już go oblałeś. Jakub: Chyba ma pan rację. Dziekan: Cieszę się, że się zgadzamy. Kuba: Ojciec często wspominał o Panu, kiedy opowiadał mi o czasach studenckich. Pan Dziekan: Doprawdy? Jakub Brenner: Tak, mówił, że jak szli na panienki i brali ze sobą Zajączka, to nigdy nie mogli nic poderwać. Dziekan: Wynoś się. Radzę ci szukać nowego zajęcia, synku. Kuba: Nie mów do mnie "synku". Nie jesteś moim ojcem. Kuba: Kto ty jesteś? Laska: Laska. Kuba: Ty, Oskar, jak ty zamawiałeś te panienki? Oskar: To jest Laska, syn mojego wujka, on tutaj mieszka. Kuba: Masz prezerwatywę? Oskar: Mam. Kuba: To pożycz. Oskar: Ale mam jedną. Kuba: Nie szkodzi, daj, ty możesz bez. Oskar: Ale ja już mam na sobie… Kuba: Chodzisz w prezerwatywie od rana? Zobacz też: prezerwatywa Mały Cwaniak: Mieszka tu jakiś cwaniak? Oskar: Cwaniak? Nie, ja tu mieszkam. Mały Cwaniak: To daj piątaka. Oskar: To jest jakaś zorganizowana akcja? Mały Cwaniak (po namyśle): Taka akcja, żebyś dał piątaka. (Oskar daje mu 5 groszy) Dzięki, koleś. Oskar: Może ja lepiej zamiast na dziwki, powinienem pójść do jakiegoś uzdrowiciela, nie wiem… Kaszpirowskiego… Mężczyzna w restauracji: Nie radzę… byłem u Harry’ego z Tybetu, chciałem, żeby naładował mnie energią. Facet dotknął mojego karku, pogładził mnie po udach i wziął za to półtorej bańki. Oskar: I co? Mężczyzna w restauracji: Kark mnie… napierdala, a na udach dostałem wysypki. Zobacz też: Anatolij Kaszpirowski Bolec: Postanowiłem otworzyć niezależną wytwórnię. Szef: Może ty się jeszcze, kurwa, zajmiesz hodowlą jedwabników? Przecież ty nie znasz się na muzyce. Bolec: Od trzech lat oglądam codziennie MTV. To na początek wystarczy. Zobacz też: muzyka Andrzej Grucha: (Fred daje mu porcję frytek) Dlaczego wyjadasz mi frytki? Nie możesz sobie kupić? Fred: Nie jestem głodny. Grucha: Jak nie jesteś głodny, to zostaw te frytki. (Fred daje mu następną porcję frytek) A jak jesteś, to se kup. Fred: Widzisz, co to żarcie robi ci z mózgu? Poza tą bułką i frytkami świat dla ciebie nie istnieje. To tylko kawałeczek pierdolonego ziemniaka, a ty zachowujesz się tak, jakbym krzywdził twoją matkę. Idę się odlać, Grucha, bo nie chcę na to patrzeć. Fred: Mógłbyś nie palić w moim wozie? Grucha: Lubię zapalić przed egzekucją. Fred: Ale nie u mnie w wozie, nie chce się biernie zaciągać. Grucha: Będę trzymał fajkę za oknem. Fred: Wszyscy tak mówią, słyszę to na okrągło. Dla mnie, Grucha, możesz nawet go trzymać w dupie, ale nie w moim samochodzie. Silnoręki: Nie bardzo pana rozumiem, szefie. Szef: To właśnie dlatego ja jestem twoim szefem, a nie odwrotnie. Zobacz też: szef Bolec: Nie ma sprawy, ubijemy interes. Fred: Masz Pitbulla, który wygląda jak jamnik, gibasz się jak pierdolony rezus, zachwycasz się panem Kunta-Kinte, marnujesz mojemu kumplowi ścieżkę najlepszego proszku, a na koniec puszczasz nam film o facecie w łódce. I ty chcesz, żebyśmy ubili interes?! Grucha: No właśnie. Kim ty w ogóle, kurwa, jesteś, pajacu? Bolec: Rzeczywiście może nie wszystko wyszło tak, jak należy, ale to da się naprawić. Zaraz przyjdą dziewczyny i ubijemy ten interes. Fred: Po tym, co tu zobaczyłem, nie wiem, czy chciałbym z tobą ubić muchę w kiblu. Coś ci się rozmazało na ręce. Oskar: Nie możesz się podnieść i otworzyć? Laska: Ja przedwczoraj ściszałem telewizor. Silnoręki: Nie wiem, czy powinniśmy ich zostawiać z… Bolcem. Może sobie nie poradzić, jak zaczną naciskać… Szef: Jeśli mój syn chce się liczyć na mieście, to nie może zadawać się tylko z dziwkami. Nie jest żubr, żeby go trzymać pod ochroną. Bolec: No już dobrze, Czarnuchu… Halo. Silnoręki: Czarnuchu? Bolec, pogięło cię? Silnoręki mówi. Bolec: Hę? Silnoręki: Będziesz miał gości. Bolec: Przyjadą założyć mi kablówkę? Silnoręki (do szefa, ojca Bolca): Pyta, czy przyjadą mu założyć kablówkę. Szef: Daj mi tego głąba… (Silnoręki podaje słuchawkę). Jutro o ósmej przyjedzie do ciebie dwóch facetów z wybrzeża, przywiozą dla mnie szmal. Bolec: Jaki szmal? Szef: Nieważne… Bolec: To gangsterzy? Szef: Biznesmeni. Czy to jasne? Bolec: Tato, a dlaczego do mnie, a nie do ciebie albo do Silnorękiego? Szef: Bo tak postanowiłem, synu. Umówiłem się z nimi w twoim klubie, ale mogę się trochę spóźnić. Dlatego pod moją nieobecność masz się zająć tym, żeby było miło. Masz zrobić dobry grunt pod interesy. Bolec: Ale ja jutro nie mogę. Szef: Dlaczego? Bolec: Bo… w piątki mam siłownię. Szef: Masz też klub i agencję towarzyską, które ci kupiłem i dlatego spotkasz się z nimi i zorganizujesz im taką balangę, jakiej jeszcze w życiu nie widzieli. Bolec: To znaczy co? Szef: Jajco. Pomyśl przez chwilę. Bolec (po namyśle): Słucham?… Szef: Weźmiesz najładniejsze panienki, najlepszy alkohol i tyle koksu, ile potrafisz unieść. Czy to jasne? Jeśli któryś z nich odkręci kran w kiblu, ma z niego płynąć johnnie walker, rozumiesz? Jeśli będzie chciał przelecieć Murzynkę… Bolec: Nie mam Murzynki w agencji. Szef: To pomalujesz jednego z naszych chłopców czarną farbą, wszystkiego ma być w opór. Bolec: A jeżeli… Szef: A jeżeli będą chcieli pójść do muzeum lotnictwa, to zabierzesz ich do muzeum lotnictwa, kurwa jego mać! Policjant Jerzyk: No, to za bezpieczny weekend, Władziu! Policjant Władzio: Za bezpieczny… Policjanci piją wódkę z kieliszków, Władzio przeciera ręką twarz. Władzio: Jezu… Jerzyk: To co, Władziu? Jedziemy? Władzio: Jerzyk, to my mamy pilnować porządku w tym kraju, nie będziemy jeździć po pijanemu. Jerzyk: To jak wrócimy? Władzio: Spokojnie. Opis: drogówka. Fred i Grucha podjeżdżają pod klub Bolca czarną alfą romeo. Bolec: No cześć. Bolec jestem. Grucha: Andrzej. Ręce ci się pocą. (Bolec i on podają sobie ręce) Bolec: Myłem przed chwilą. Fred: Fred. (on i Bolec podają ręce) Bolec: Co słychać chłopaki w wielkim świecie? Fred: A co, gazet nie czytasz? Bolec: He, he, he. To co? Zapraszam na górę. Szefa jeszcze nie ma, ale to nic nie szkodzi. Napijemy się trochę wódeczki, potem wpadną dupeczki albo odwrotnie… Opis: do Bolca przyjeżdżają Fred i Grucha aby ubić interes. Angelika: No cześć, jestem Angelika, a to jest Samantha. Oskar: A pan? Czesiek: A ja jestem pilotem z Orbisu. Laska: Siema… Kasjerka w filharmonii: Normalny czy ulgowy? Fred: Jestem znajomym Piaska. Kasjerka: Jakiego Piaska? A…a… a pan? Grucha: A ja mam „Paszport Polsatu”. Zobacz też: bilet, Andrzej Piaseczny, Polsat Policjant: Wie pan no, ja mogę przyjąć zgłoszenie, tylko, że to będzie mała szkodliwość społeczna czynu. Weronika: Jak mogłeś dać się sprać jakimś frajerom, przecież jesteś człowiekiem z miasta. Jarosław Psikuta: Aaa... wzięli mnie z zaskoczenia, no. Pan policjant: Ma pan jakiś dowód osobisty? Poproszę. (Jarek daje mu dowód obosisty) Weronika: Jak ty teraz wyglądasz? Wygolili ci głowę? Policjant: Świadkowie twierdzą, że nie tylko głowę. Jarosław Psikuta: Panie, pytał pana ktoś o coś? Policjant: Pan… Jarosław Psikutas. Jarosław Psikuta: Panie! Widzisz pan tam „s” na końcu?! No, to proszę czytać dokładnie! Policjant: Faktycznie: nie ma „s”. W takim razie: Psikutas bez „s”. Weronika: Jak to Psikuta? Mówiłeś, że nazywasz się Keller. Jarosław Psikuta: No, mówiłem, mówiłem, różne rzeczy mówię. Weronika: Czy sądzisz, że kiedykolwiek zmieniłabym nazwisko na Psikuta? Albo, żeby moje dziecko tak się nazywało? Zobacz też: nazwisko Bolec: Tato, nie mówiłeś, że mam brata. Szef: Aaa, Silnoręki wziął go rok temu dla okupu, rodzice nie chcieli zapłacić i tak już został. Bąbel: Te, Laska, gliny za nami jadą. Laska: Dodaj gazu, stary, ale spokojnie. Bąbel: Dalej za nami jadą, pewnie wiedzą, że mamy faję. Laska: Gaz do dechy. Musimy ich zgubić. Opis: chłopcy pod wpływem narkotyków zapomnieli, że holują radiowóz. Fred: Ty, jak ty się nazywasz?, bo zapomniałem… Kolec? Stolec? Bolec: Bolec. Fred: No, więc posłuchaj mnie teraz uważnie, Bolek. Byłeś w Stanach? Bolec: Nie. Fred: No właśnie, a ja… znam kogoś, kto był i opowiedział mi to i owo. Wiesz, skąd przyjechali czarni do Ameryki? Bolec: Z Afryki. Fred: No właśnie, handlarze niewolników przywieźli ich z Afryki. A myślisz, że to taka prosta sprawa wysiąść na plaży w Afryce, złapać w siatkę zwinnego, silnego Murzyna i wywieźć go za ocean? Bolec: Chyba nie. Fred: No jasne, że nie. Udało im się to zrobić, ponieważ wywozili tylko takich, co albo nie potrafili spierdolić przed siatką, albo byli największymi głąbami z plemienia i wódz sprzedawał ich za paczkę fajek, bo i tak nie miałby z nich pożytku. I ci wszyscy nieudacznicy pojechali do Ameryki, pożenili się, porobili dzieci. Świat poszedł do przodu, pojawiły się komputery, amfetamina, samoloty. Ale co z tego, jeżeli ich serca pompują tę samą krew – są potomkami człowieka, który na własnym podwórku dał się złapać w siatkę. Dresiarz: Ty, sprawę mamy. Fred: Tak? Jaką? Dresiarz: Dawaj walizkę. Fred: Nie mam kluczyka. Dresiarz: Twój pech. (Drugi dresiarz wyciąga siekierę). Fred: Panowie, chwileczkę. Chyba nie obetniecie mi ręki z powodu jakiejś pierdolonej walizki? Jak ja bym wtedy wyglądał? Co najmniej niesymetrycznie. Nie chcę być kaleką do końca życia. Przecież ja mam rodzinę, plany na wakacje, jestem biznesmenem. Potrzebuję tej ręki do pracy na laptopie, do drapania się w tyłek. Na pewno mam gdzieś ten kluczyk, o który się tutaj rozchodzi. Dresiarz: To go poszukaj, lamusie, ale już! Fred: Dobra. (Upuszcza kluczyk). Przepraszam. Dresiarz: Ożesz ty w mordę kopany. Jeden kopniak i trzy strzały. Dresiarz: Coś ty mi, kurwa, zrobił, bandyto? Fred: Przestań się mazać. Chłopaki nie płaczą. Dresiarz: A miało być tak pięknie… Zobacz też: płacz Laska: Życia nie oszukam. Jestem synem króla sedesów. To wysoko postawiona poprzeczka. Jakub Brenner: Mhm. Zajebiście wysoko. Laska: W ogóle, bracie, jeżeli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód, nie jesteś Tutsi ani Hutu i te sprawy, to wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście, ważne pytanie: co lubię w życiu robić. A potem zacznij to robić. Kuba: A ty sobie odpowiedziałeś na to pytanie? Laska: Jarać blanty. Kuba: Jest jakiś zawód, który się z tym wiąże? Laska: Ambasador. Kuba: Chyba na Jamajce. Laska: Nie taki ambasador. Miałem na myśli takiego, jakim był Tony Halik. Wyobraź sobie stary, ile on wypalił stuffu z tymi wszystkimi plemionami, które odwiedził. Ktoś musi kontynuować jego dzieło. Będę jeździł po całym świecie, pełniąc rolę ambasadora naszego kraju. Jestem Laska. Z Polski. Zobacz też: Tony Halik, podróżnik
Wyniki wyszukiwania frazy: chłopaki nie płaczą - wiersze. Strona 642 z 666. DarkLady Wiersz 2 lutego 2013 roku, godz. 12:01 12,0°C Fałszywa przyjaciółka
04-04-2022 12:57Pamiętacie pielęgniarkę z "Daleko od noszy"? Magdalena Mazur wcale nie porzuciła aktorstwaDla wielu była kiedyś jedną z najpiękniejszych polskich aktorek. Fanów, którzy doceniali nie tylko jej talent aktorski, ale i urodę, nie brakowało. Popularność zdobyła dzięki rolom w filmach "Chłopaki nie płaczą" czy "Poranek kojota". Gros osób kojarzy ją jednak dzięki serialom "Daleko od noszy" czy "Pierwsza miłość".12-01-2022 14:03Tomasz Bajer, czyli "Laska" z filmu "Chłopaki nie płaczą". Jak potoczyło się jego życie po odejściu z show-biznesu?Tomasz Bajer stał się rozpoznawalny dzięki filmowi "Chłopaki nie płaczą", w którym zagrał rolę "Laski". Miał wtedy 21 lat, lecz swojego życia nie wiązał ani z aktorstwem, ani z show-biznesem. Czym zatem zaczął się zajmować? Odpowiedź może 15:45Była gwiazdą filmu "Chłopaki nie płaczą". Jak wygląda dziś Monika Ambroziak?Monika Ambroziak jest doskonale znana polskim widzom z kultowych produkcji, takich jak "Chłopaki nie płaczą", "E=mc2" i "Rób swoje, ryzyko jest twoje". Choć wielu może się zdawać, że tuż po nich słuch o niej zaginął, nic podobnego. Aktorka spełnia się teraz przede wszystkim na deskach teatru. 08-10-2020 10:19To Laska z "Chłopaki nie płaczą". Ale się zmienił!Pamiętacie kultowe polskie komedie z początku XXI wieku? "Chłopaki nie płaczą" czy "Poranek kojota" kojarzy chyba każdy, a cytaty bohaterów przeszły do historii. Tak jak i bohaterowie, których znali wszyscy. Jednym z nich jest Laska.
Chłopaki nie płaczą (2000) Kuba Brenner, młody skrzypek, przypadkowo zostaje wciągnięty w gangsterskie porachunki. Postanawia pomóc swojemu przyjacielowi Oskarowi, który jest nieśmiały i ma kompleksy, w skorzystaniu z usług agencji towarzyskiej.

15 lutego 2010 roku, godz. 2:23 25,8°C 25 lipca 2010 roku, godz. 9:53 38,6°C Powrót do … 17 czerwca 2011 roku, godz. 1:36 74,3°C 29 lipca 2011 roku, godz. 9:58 38,7°C Hipokryci Najlepiej pochwalać a tuż za plecami szydzić Bez odwagi wypowiedzi argumentu prosto w twarz Powielane oblicza, najpierw chamski później miły Nic nie jest wart z tym człowiekiem paktPrawo wszelako dostępne, również dla tych zakłamanych Nauczali jak żyć, dzisiaj przez to gorzko płaczą Życie krzywdzi ich samo, nie potrzeba zemsty, kary Pobożni na pokaz, mając daleko dekalogNiepoukładane głowy właśnie przeżywają koszmar Widać, kto jest kim, widać po opiniach Nie pomoże oczyszczenie nawet w rzece Jordan Kolorowi lecz niestety przeźroczyści jak witrażPotwierdzi znów reszta zdania dane przez laików Sami nie czytając sercem, wszystko do siebie biorąc Krytykując jesteś tym, jaki wiersz ten ma tytuł Póki nie otworzysz serca to będzie dla Ciebie zmorą. 1 sierpnia 2011 roku, godz. 13:23 43,8°C 16 stycznia 2012 roku, godz. 22:33 1,0°C Myślę o Tobie 4 stycznia 2013 roku, godz. 9:00 4,4°C 4 maja 2013 roku, godz. 10:01 45,0°C Dobry wiatr... 24 lipca 2013 roku, godz. 1:24 2,3°C Zbyt wiele spraw stało mi się obojętnych. Osoby, przedmioty, zdarzenia, sytuacje, które kiedyś były dla mnie całym światem, tracą swe znaczenie w moich oczach. Chyba źle pojęłam stwierdzenia "żyj chwilą", “nie przywiązuj się zbyt łatwo", “ciesz się wszystkim jak małe dziecko". Wiesz, kiedyś obiecałam sobie, że nie spoważnieje, że będę wtórować swoim sposobem postrzegania świata małemu dziecku. Przyglądałeś się kiedyś dokładniej zachowaniu takich małych istot? Cieszą się wszystkim- nawet najdrobniejszą rzeczą! Są szczere, pełne optymizmu, prostoliniowe- płaczą, gdy coś nie idzie po ich myśli, śmieją się, kiedy coś ich rozbawi. Nie zwracają uwagi na otoczenie, nie wstydzą się swych uczuć… Też do tego dążyłam, jednak dorosłam. …przesiąknęłam osobowością, którą kiedyś sama bym pogardziła. 3 lutego 2014 roku, godz. 18:39 12,7°C jak żyć 12 kwietnia 2014 roku, godz. 21:58 8,6°C Samotna w tłumie Czuję się dziwnie kiedy jestem w tłumie , bo czuję się samotna . Z mych oczu płyną łzy , a ludzie tego nie widzą przechodzą obojętnie . Przystanęłam nagle w tłumie i po patrzałam przez chwilę na ludzi jedna pani biegła , by zdążyć na autobus . Drugi pan mnie popchnął , nie powiedział nawet przepraszam . Upadłam na ziemie , a z mych niebieski oczu poleciały samowolnie łzy . Pomyślałam jakie to smutne , ze w naszej codziennej gonitwie , by zdążyć na autobus czy biegnąc szybko , aby przypadkiem nie spóźnić sie na obiad , nie patrzymy na zagubionych ludzi w tłumie którzy płaczą i którzy , akurat potrzebują naszej pomocy . Więc pamiętaj o tym , że kiedy zobaczysz kogoś kto placze na lawce , spytaj się o co chodzi , bo może potrzebować twojej pomocy. 10 października 2014 roku, godz. 3:25 4,0°C 23 kwietnia 2015 roku, godz. 2:02 Wiel­kie mo­men­ty biorą się z wiel­kich szans. I oto, co na­deszło dziś, chłopaki. Urodzi­liście się, by być naj­lepsi. Wszys­cy i każdy z was osobno. By­liście przez­nacze­ni, żeby zna­leźć się tu­taj dziś. Tej nocy. Dziś wasz czas. Chciałbym, żebyście zat­rzy­mali się. I spoj­rze­li so­bie nawza­jem w oczy. Chcę, żebyście zacho­wali się nawza­jem w waszych ser­cach na zawsze. Bo to "zaw­sze" za­raz będzie teraźniejszością. Chciałbym, żebyście zam­knęli oczy. I żebyście po­myśle­li o swoim bracie. On umarłby, żeby wyjść z wa­mi dzi­siaj na bois­ko. żebyście zacho­wali to w swoich sercach. Widzę to tak jas­no, jak wy. Jeżeli stra­cicie to, czym jesteście. Nie poz­by­waj­cie się waszej his­to­rii. Zacho­waj­cie ją wyłącznie dla siebie sa­mych i dla tych, którzy są w tej szat­ni. Jest tu­taj. Już ją ma­my i nic, i nikt nie może wam jej odeb­rać, pa­nowie! Nig­dy nie poz­wa­laj­cie, żeby kto­kol­wiek odeb­rał wam waszą his­to­rię. 4 maja 2021 roku, godz. 2:11 68,4°C 6 marca 2022 roku, godz. 12:09 64,8°C Przyszła wiosna... Wyszukiwarka Gdyby tylko owoc Twoich przemyśleń zechciał się skrystalizować w postaci aforyzmu, wiersza, opowiadania lub felietonu, pisz. W przeciwnym razie godnie milcz. Teksty z frazą: chłopaki nie płaczą 9 990 tekstów Wszystkie teksty, str. 21

Na Facebooku dodał wspólne zdjęcie z "Laską". Oglądaliście "Chłopaki nie płaczą" albo "Poranek Kojota"? ;D Wielki powrót "Laski z Polski", czyli Tomasza Bajera. Pozdrawiamy! - napisał Niewiele jest polskich komedii powstałych po 1989 roku, które mogłyby się równać z "Chłopaki nie płaczą" Olafa Lubaszenki (2000). To film kultowy, do wielokrotnego oglądania, pełen niezapomnianych kwestii i dialogów, przypominanych w rozmaitych rankingach i używanych w języku potocznym. Prawdopodobnie najpopularniejsza obok "Kilera" polska komedia ostatnich dwudziestu lat. - Nawet jak ktoś nie pamięta całości, ma w głowie sceny i teksty. To one robią film - zauważa Tomasz Bajer. Wie, co mówi - gros tych tekstów wypowiadał przecież jego bohater, niejaki Laska, wiecznie jarający zioło, wyluzowany "syn króla sedesów". I choć Tomasz Bajer zagrał jeszcze kilka innych ról, właśnie ta najbardziej zapadła widzom w pamięć. Laska pozytywna Dziś Bajer ma 33 lata i mieszka, od października 2011 roku, w Sydney. - Przyjechałem do Australii, by nabrać pewnego dystansu do życia, którym w Polsce byłem trochę zmęczony - wyjaśnia. Jak mówi, przyzwyczaił się do tego, że gdziekolwiek jest, w Polsce czy na świecie, ludzie go rozpoznają. - Czasem nie kojarzą twarzy, ale wystarczy, że się odezwę, i już wszystko jest jasne - śmieje się. - Polacy rozpoznawali mnie i w amerykańskich kasynach, i w Meksyku. I zawsze są to przyjemne sytuacje. W końcu, co by mówić, Laska to pozytywny gość. A jak Bajer został Laską? Może po kolei. Tik? Tak. Tomasz Bajer urodził 31 marca 1979 w Poznaniu i jako chłopiec niczym specjalnym się nie wyróżniał. - Może tym, że miałem dość wyraźne tiki nerwowe. A dzieci w szkole potrafią być okrutne… Co cię nie zabija, to wzmacnia. Mnie wzmocniło i zahartowało. Stałem się bardziej odporny psychicznie. Na szkołę średnią wybrał I Prywatne Anglojęzyczne Liceum Ogólnokształcące w Poznaniu. - To był strzał w dziesiątkę - przyznaje. - Ta szkoła dała mi doskonały fundament. Nauczyłem się języka, co bardzo mi się później przydało. Jak się okazało, nie tylko języka. Apogeum wielkiego jarania - Pod koniec liceum zakochałem się z wzajemnością w maryśce - wspomina. - Zamiast przygotowywać się do matury, spędzałem całe dni na kręceniu lolasów. Wciągnął mnie w to Jakob, kolega z Dortmundu. Skubnąłem jeden raz, drugi i okazało się, że… "zarąbiście" się po tym czuję. Miałem totalny luz, na wszystko. Przez jakieś pół roku. I wtedy właśnie Tomasz poznał Olafa Lubaszenkę… - Byłem na konkretnym haju, permanentne apogeum jarania. Trzymałem w płucach tak długo jak mogłem. Nie zdawałem sobie sprawy, że to już mnie tak dobrze nie kopie. Z Lubaszenką na haju Do pierwszego spotkania z reżyserem doszło w jednym z poznańskich klubów, gdzie Lubaszenko umówił się z kilkoma osobami, znajomymi Bajera. - Przyjechałem na miejsce kompletnie ululany. Rozmawialiśmy głównie o narkotykach wśród celebrytów. Od razu zrobił na mnie wrażenie bystrego faceta. Na koniec powiedział, że kręci film. Zapytał mnie o numer telefonu. Wtedy, w 1999 roku, Bajer nie miał jeszcze komórki, podał więc numer babci, u której czasowo mieszkał. Poróżnił się z rodzicami. - Płacili za moją prywatną szkołę, a ja ją zupełnie olewałem - przyznaje. - Wyprowadziłem się do babci niby po to, by w spokoju się pouczyć, ale w praktyce nadal cały czas paliłem zioło. Telefon zadzwonił po miesiącu. Bajer został zaproszony na zamknięty casting. Rolę Laski dostałem od razu - mówi. - Olaf od początku wiedział, że do niej pasuję. Bunkrów nie ma, ale… - Półtora miesiąca później zadzwoniła pani z produkcji, informując, że w czerwcu ruszają zdjęcia. Zapytała, czy mi ten termin odpowiada. Ucieszyłem się, bo prawdę mówiąc zdążyłem już o całej sprawie zapomnieć. I tak się zaczęło. Zdjęcia ruszyły 9 czerwca 1999 roku i trwały do 14 lipca. Kręcono je w Warszawie i Jeleniej Górze. Bajer spędził na planie dziewięć dni. - Jako pierwsza powstała scena, w której ja, Bąbel i Serfer [Julian Karewicz i Marcin Kołodyński - przyp. aut.] holujemy policjantów. Drugiego dnia kręciliśmy sam finał, gdy budzimy się, wysiadamy z auta i mówię: "Bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście". Opieprz od Olafa Pora na pytanie, które wielokrotnie w następnych latach padało: "Czy grający Laskę aktor był na planie… zjarany?" - Zdecydowanie nie - odpowiada. - Jedyny moment naprawdę na haju to ten, gdy jedziemy samochodem, podajemy sobie miedzianą faję i nic nie mówimy. Reszta scen, gdy gadaliśmy, była robiona na czysto. Po tak długiej praktyce z ziołem udawanie nie stanowiło dla mnie problemu. Pierwszego dnia zdjęć doszło jednak do zgrzytu, który bardzo zdenerwował reżysera. - Mieliśmy grać mówioną scenę w samochodzie. Tuż przed Marcin [Kołodyński - przyp. aut.] przywiózł trochę zioła, które było dość mocne. Pomyśleliśmy: "Zjaramy się, wyjdzie naturalnie, będzie fajnie". Ale nie było, bo ciągle zapominaliśmy tekst. Dopiero później uświadomiono nam, że każda minuta filmu kosztuje fortunę. Dostaliśmy opieprz od Olafa, zarządzono chwilową przerwę, a potem się jakoś ogarnęliśmy. Egzamin nie tylko z dojrzałości Po zakończeniu zdjęć Bajer, który oblał na maturze historię, szykował się do sierpniowej poprawki. - Dobrze, że w ogóle ją zdałem - przyznaje. - Wcześniej powiedziałem ojcu, że do matury nie podejdę, gdyż jest mi to do niczego niepotrzebne. Na szczęście się opamiętałem. Z powodu egzaminu poprawkowego nie mógł niestety pójść od razu na studia. - Jestem z natury pacyfistą, więc aby uciec przed wojskiem, zapisałem się do studium angielskiego. Znałem język, dlatego na zajęciach pojawiłem się jakieś trzy razy. Jednocześnie znacznie ograniczył palenie. - Siedem czy osiem miesięcy przed premierą popalałem tylko od czasu do czasu. Laska z sensacyjnej komedii "Chłopaki nie płaczą" opowiedział nam o kulisach swojej słynnej roli, zdradził też, jak się potoczyły jego późniejsze losy i co robi teraz. "Wszyscy chcieli ze mną jarać" "Chłopaki nie płaczą" weszły na ekrany 25 lutego 2000 roku i… od razu stały się gigantycznym przebojem. Fakt, że w obsadzie był Tomasz Bajer, wielu jego kolegów zaskoczył. - Wcześniej jakoś specjalnie się tym nie chwaliłem - wspomina. - Niestety, po premierze byłem znowu bliski dawnego uzależnienia. Wszyscy, znajomi i nieznajomi chcieli ze mną kopcić maryśkę. A ja już byłem od pół roku prawie czysty. Jak podkreśla, choć doświadczenie palacza marihuany bardzo mu w przygotowywaniu się do roli pomogło, postać Laski nie była do niego do końca podobna. - Nie byłem aż tak życiowo rozwalony. Mogę powiedzieć, że połowa to ja, a druga połowa wynikała ze scenariusza. Zresztą, jego autor, Mikołaj Korzyński, wykonał znakomitą robotę. Nic po nim nie trzeba było zmieniać. Fajki były trudniejsze 2000 rok był w życiu Tomasza przełomowy. Nie tylko za sprawą premiery filmu, ale i dostania się na studia filozoficzne, na Uniwersytet im. Adama Mickiewcza w Poznaniu. A już wcześniej poznał Dorotę, z którą związał się na następnych jedenaście lat. - Wszystko się razem tak ładnie zazębiło, że już prawie zupełnie przestało mnie ciągnąć do jarania. Prawdę mówiąc, łatwiej mi było to rzucić niż papierosy. Dalej zdarzało mi się popalać, ale o wiele rzadziej. U "Kosmitów" i "Na Wspólnej" W 2001 roku Bajer wystąpił w kolejnym filmie Lubaszenki, sensacyjnej komedii "Poranek kojota", utrzymanej w podobnej konwencji co "Chłopaki…", nakręconej przy udziale tej samej ekipy i kilku znanych z poprzedniego obrazu aktorów, w tym Michała Milowicza i Maciej Stuhra. Wcielił się w Siwego. Rola była tym razem mniejsza, ale również zapamiętana, głównie za sprawą zabawnych scen w barze. Ostatni raz Bajer współpracował z Lubaszenką w 2004 roku przy serialu "Kosmici", opowiadającym o dwóch rodzinach, pozaziemskiej i ludzkiej. - Scenariusz miał spory potencjał, mimo wielu niedociągnięć. Polsat zamówił trzy odcinki pilotowe, ale później umarło to śmiercią naturalną. Ostatnim zetknięciem się Tomasza z kamerą filmową było… kilka odcinków "Na Wspólnej". Zagrał didżeja. - Musimy o tym wspominać? - śmieje się. - To nie było zbyt fajne doświadczenie. Może dlatego, że nie za bardzo mogłem się na planie odnaleźć. Na szczęście zajęło mi to tylko kilka dni. Życie zweryfikowało plany Można zadać pytanie, jak to się stało, że aktor, nawet niezawodowy, który zdobył tak dużą popularność, nie poszedł za ciosem i nie zrobił prawdziwej kariery… - Po pierwsze, mieszkałem w Poznaniu, gdzie studiowałem, miałem swoje normalne życie, dziewczynę, kumpli. A wszystkie castingi odbywają w Warszawie, tu jest cała branża. Chciałem na nie przyjeżdżać, ale od śmierci Marcina Kołodyńskiego, z którym się mocno kolegowałem, nie za bardzo już miałem się w stolicy gdzie zatrzymywać. Kołodyński, znany z "Chłopaków…" dziennikarz i prezenter telewizyjny, zginął tragicznie 1 lutego 2001 roku niedaleko Zakopanego, podczas jazdy na snowboardzie. - Marcin proponował mi, bym pojechał z nim wtedy w góry. Byłem tak spłukany, nie pierwszy i nie ostatni raz, że nie dałem rady. Ustaliliśmy, że widzimy się po jego powrocie. Dwa dni później dostałem telefon, że nie żyje…. Byłem w szoku. Mieliśmy nawet plany zrobienia wspólnie jakiegoś filmu czy programu. Życie je zweryfikowało. "Wakacje" w kasynie Jak wyglądały następne lata w życiu Tomasza Bajera? Już na studiach czterokrotnie jeździł z dziewczyną w wakacje do Stanów, gdzie przez kilka miesięcy pracował, między innymi w parku rozrywki, w sieci Planet Hollywood oraz w kasynach w Atlantic City. - Najpierw byłem cashierem, do którego ludzie przychodzili wymieniać bilon z jednorękich bandytów na grubsze pieniądze, a potem main bankierem, odpowiedzialnym za znoszone do zamkniętego pokoju pieniądze i żetony. Jak wspomina, pracował po szesnaście godzin dziennie, pięć dni w tygodniu. - Musiałem nadrobić to, że nie zarabiałem w Polsce. Jeden dzień poświęcałem na odespanie, a jeden na jakąkolwiek inną aktywność. Na koniec wyjeżdżaliśmy na tydzień czy dwa, pozwiedzać kraj. Nowinki do odbębnienia Trzy lata temu filmowy Laska zaskoczył internautów, dając się poznać jako… prezenter TV, w programie zajmującym się różnymi technologicznymi nowinkami, grami i oprogramowaniem. - Przyznam szczerze, nie czułem się w tej robocie zbyt dobrze, zwłaszcza na początku. Później jakoś się to zaczęło rozkręcać, choć ja i tak ten program po prostu odbębniałem. W październiku 2011 roku wylądował w Australii, w której sześć lat wcześniej spędził kilkanaście miesięcy. - Uwielbiam ten kraj - przyznaje. - Pozwala nabrać wspaniałego dystansu i daje znakomite możliwości. Generalnie luz i swoboda Czym zajmuje się na Antypodach? Uczy się w szkole biznesu oraz pracuje jako malarz pokojowy. - Mam już chyba ósmego pracodawcę, zmieniam ich częściej niż gacie - śmieje się. Wolne chwile spędza ze znajomymi, których ma na miejscu już całkiem sporo. - Mieszkam blisko oceanu, wszędzie blisko, raj - opowiada. - Podoba mi się tu, generalnie jest luz, swoboda i serdeczność. Są też znakomite warunki do życia. Nawet jeśli Sydney jest bardzo drogie, panuje tu nie wiem czy nie lepsza gospodarcza koniunktura niż w Stanach sprzed kryzysu. Tomasz zaangażował się niedawno także w PR na Polskę firmy StudyWhat, zajmującej się pomocą ludziom poszukującym za granicą rozwoju w nauce i karierze. - Projekt ma ruszyć pełną parą w maju tego roku - zapowiada. Laska znowu na fali! Kilka miesięcy temu ukazała się zapowiedź audiowizualnego bloga, jaki prowadzi na stronie Kilkuminutowe filmiki z cyklu "Laska na fali" mają się ukazywać co dwa tygodnie, ale na razie pomysł jest głównie w sferze planów. - Przez różne osobiste i rodzinne komplikacje oraz ogrom zajęć, w tym pracę pięć dni w tygodniu i szkołę cztery, nie jest mi się łatwo zebrać - tłumaczy. - Ale mam nadzieję, że odpowiedzialny za projekt Sławek Małyszko [II reżyser "Chłopaków…" - przyp. aut] okaże jeszcze względem mnie trochę cierpliwości. Jedno ważne pytanie Na razie Tomasz Bajer nie planuje wracać do Poznania, choć jego wiza ważna jest tylko do maja 2014 roku. Nie ukrywa, że chciałby uzyskać w Australii status rezydenta, a następnie zdobyć drugie obywatelstwo. Za Polską, jak mówi, tęskni. - Najbardziej za rodziną, przyjaciółmi i znajomymi. Czy chciałby wrócić do filmu? - Pewnie! - ożywia się. - Jak raz połkniesz bakcyla, to już go nie wyplujesz. Praca na planie to wspaniała przygoda, nawet jeśli nie jest to tak łatwy kawałek chleba jak mogłoby się wydawać. Ale to nie problem, bo sytuacje, które większość ludzi wyprowadzają z równowagi, po mnie spływają. Bajerowi nie pozostaje więc nic innego jak raz jeszcze posłuchać wypowiedzianej przed laty przez Laskę rady: "W ogóle, bracie, jeżeli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód, nie jesteś Tutsi ani Hutu i te sprawy, to wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie: "Co lubię w życiu robić?". "A potem zacznij to robić".
Chłopaki nie płaczą – polski film komediowy, klasyka komedii przełomu tysiącleci na podstawie popularnego utworu T.Love. Jeden z nielicznych polskich filmów, który śmieszy po raz setny. Spis treści
Dwadzieścia lat temu, 25 lutego 2000 r., na ekrany polski kin weszła komedia Olafa Lubaszenki "Chłopaki nie płaczą" Film, w którym zagrali Maciej Stuhr, Cezary Pazura, Michał Milowicz, Anna Mucha i Bohdan Łazuka, do dziś cieszy się kultowym statusem Jednym z najpopularniejszych bohaterów był "Laska", w którego wcielił się wcześniej nikomu nieznany Tomasz Bajer, naturszczyk Bajer nie związał się na dłużej z kinem, ale jego późniejsze losy potoczyły się równie niestandardowo – opowiada o nich w rozmowie z Onetem, przypominając także okoliczności swojej pracy nad filmem "Chłopaki nie płaczą" Niewiele jest w polskiej kinematografii po 1989 r. tak popularnych komedii jak "Chłopaki nie płaczą"… Film Olafa Lubaszenki, który wszedł na ekrany 25 lutego 2000 r., śmiało można nazwać kultowym - z wielu powodów, w tym świetnego scenariusza i doskonale dobranej, jak i niezapomnianych dialogów. Nic dziwnego, że cały czas jest oglądany i wspominany. Jedną z najpopularniejszych postaci "Chłopaków…" był "syn króla sedesów", wielbiciel Tony’ego Halika i używek, nagminnie "jarający blanty" "Laska" – wcielił się w niego 21-letni wtedy Tomasz Bajer, który był naturszczykiem – potem wystąpił jeszcze w kolejnej komedii Lubaszenki, "Poranek kojota", a także w kilku serialach i… skończył karierę. W rozmowie z Onetem opowiada, co się u niego działo później i czym zajmuje się dziś, wspomina też czas spędzony na planie filmu. Paweł Piotrowicz: Mija właśnie dwudziesta rocznica premiery komedii "Chłopaki nie płaczą", w której wcieliłeś się, jako naturszczyk, w nieustannie będącego na haju "Laskę". Szybko te dwie dekady minęły? Tomasz Bajer: Bardzo, chociaż w moim życiu wiele się od tamtej pory wydarzyło i zmieniło, a ja nie żyję przeszłością. Ludzie nadal często mnie jednak rozpoznają. Na zasadzie: "To ty jesteś »Laska« z »Chłopaków«?"? Dokładnie! I wyobraź sobie, że najczęściej rozpoznają mnie po głosie, po wyglądzie rzadziej. Wiadomo, że się trochę zmieniłem, chociaż dzięki dobrym genom nie postarzałem się za bardzo. To są zawsze bardzo przyjemne sytuacje, nie było chyba ani jednej niemiłej. Może dlatego, że "Laska" to bardzo pozytywny chłopak. Cieszy mnie, że te "Chłopaki…" ciągle żyją, a w telewizji często są powtórki. To jedna z komedii kultowych, a w ciągu ostatnich 20 lat wcale ich tak wiele nie mieliśmy. To jednocześnie bardzo dobry film, który znakomicie się obronił i który można oglądać wielokrotnie. Kiedy go ostatni raz widziałeś? No i tu mnie masz… To było w Australii. A że mieszkałem tam w latach 2011-2015, można powiedzieć, że było to dawno temu. Chyba pora na kolejny seans [śmiech]. Jak wspominasz pracę nad "Chłopakami…"? Jako jedną wielką przygodę. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, czego chcę w życiu i co miałbym w nim robić, poza tym wszystko przychodziło mi zbyt łatwo. Także rola w filmie. Olaf Lubaszenko podobno zobaczył cię w roli "Laski" już podczas waszego pierwszego spotkania, w jednym z poznańskich klubów, gdzie umówił się z kilkoma osobami, wśród których byli też twoi znajomi. A ja na dodatek byłem właśnie "na haju" [śmiech]. To był czas, kiedy paliłem bardzo dużo zioła, co mi zresztą po jakimś pół roku przeszło. Byłem wtedy uczniem Prywatnego Anglojęzycznego Liceum Ogólnokształcącego w Poznaniu. Długo rozmawialiśmy z Olafem, także o narkotykach wśród znanych ludzi. Potem powiedział, że kręci film, i poprosił o numer telefonu. Podałem numer babci, u której wtedy czasowo mieszkałem. Po miesiącu odebrałem telefon z zaproszeniem na casting. Rolę "Laski" dostałem od razu. Dopiero po latach dowiedziałem się z książki "Chłopaki niech płaczą", że Olaf musiał walczyć z producentami, żebym zagrał. Twierdzili, że obsadzenie takiego amatora jak ja to zbyt duże ryzyko. No ale on postawił na swoim. Zawsze będę mu za to wdzięczny, jak i za to, że dał mi przeżyć tę przygodę - i to nie raz, a dwa, bo wystąpiłem potem jeszcze w "Poranku kojota". Chłopaki nie płaczą - kadr Co cię najbardziej zaskoczyło na planie "Chłopaków…"? Liczba osób. Wydawało mi się, że spotkam operatora kamery, oświetleniowca, kogoś z mikrofonem i na tym się skończy. A tam było ze czterdziestu ludzi. Łącznie spędziłem na planie dziewięć dni. W pierwszej scenie, w której wziąłem udział, ja, "Bąbel" i "Serfer" [Julian Karewicz i Marcin Kołodyński – aut.] holowaliśmy policjantów. Drugiego dnia powstał sam finał, kiedy budzimy się, wysiadamy z auta i mówię: "Bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście". I już pierwszego dnia mocno podpadliście Olafowi… Niestety. Marcin [Kołodyński – przyp. aut.] przywiózł trochę mocnego zioła. Pomyśleliśmy, że jak je zapalimy, scena w samochodzie, kiedy podajemy sobie miedzianą faję, wyjdzie bardziej naturalnie. Nic podobnego. Okazało się, że ciągle zapominaliśmy tekst. Dopiero później uświadomiono nam, że każda minuta filmu to są grube pieniądze. Dostaliśmy od Olafa solidną reprymendę, ale po przerwie, którą zarządzono, wróciliśmy do formy. To był jedyny moment na planie "na haju". Czy sukces filmu cię zaskoczył? Bardzo, chociaż wierzyłem, że to będzie przebój. Już na etapie czytania scenariusza naprawdę się śmiałem. Mikołaj Korzyński napisał tekst, w którym niepotrzebne były żadne zmiany. Wiedziałem, że jeżeli weźmie się za to odpowiednia ekipa, to nie może się nie udać. Olaf Lubaszenko stworzył nam wszystkim idealne warunki pracy. Casting też był bardzo dobry. Niestety, po premierze byłem znowu bliski dawnego uzależnienia. Wszyscy – koledzy, znajomi i obce mi osoby - chcieli ze mną kopcić maryśkę. A ja już byłem od pół roku prawie czysty. Myśleli, że "Laska" to po prostu ja, a to nie była prawda. Nie byłem aż tak życiowo rozwalony jak on. Pamiętasz, na co wydałeś swoją gażę? Tak dokładnie to nie wiem, ale znając siebie z tamtych czasów, to przepuściłem pewnie na balety [śmiech]. W 2001 r. wystąpiłeś w kolejnym filmie Olafa Lubaszenki, sensacyjnej komedii "Poranek kojota", utrzymanej w podobnej konwencji i nakręconej przy udziale tej samej ekipy. Wcieliłeś się w "Siwego". Rola była mniejsza, ale też zauważona, a film również się bardzo podobał i ma wielu fanów do dziś. "Siwy" to był chyba nawet większy wariat niż "Laska". Kariery filmowej jednak nie kontynuowałeś, poza paroma epizodami. Dlaczego? To było o tyle trudne, że mieszkałem w Poznaniu, gdzie studiowałem filozofię. Tam miałem swoje życie, dziewczynę. A wszystkie castingi odbywały się, tak jak dziś, w Warszawie. I nawet chciałem na nie przyjeżdżać, ale od śmierci Marcina Kołodyńskiego [dziennikarza i prezentera, który 1 lutego 2001 r. zginął niedaleko Zakopanego podczas jazdy na snowboardzie - aut.], z którym się mocno kolegowałem, nie za bardzo już miałem się w stolicy gdzie zatrzymywać. Foto: Materiały prasowe Tomasz Bajer (fot. Wiktor Grenas) Jak to się stało, że w 2011 r. wylądowałeś w Australii? Już wcześniej dużo podróżowałem. Na studiach cztery razy jeździłem w wakacje do Stanów, gdzie trochę zwiedzałem, ale przede wszystkim pracowałem, w sieci Planet Hollywood i w kasynach w Atlantic City, jako np. cashier i main bankier. Wyjazd do Australii był bardzo spontaniczny. Mieszkałem w tamtym okresie u mamy, liżąc trochę rany po dziesięcioletnim związku, paru nieudanych inwestycjach i innych działaniach. Trochę pomagałem w domu, ale generalnie się obijałem. Stwierdziłem, że jeżeli dalej będę tak funkcjonował, to równie dobrze mogę założyć kalosze, pójść pod sklep, otworzyć browar albo wódkę i spędzić tak resztę życia. Zrozumiałem, że najlepszym kopem będzie samodzielny wyjazd, bez pomocy rodziny, jak najdalej od Polski. A że już wcześniej byłem w Australii przez blisko rok, kierunek wydał mi się oczywisty. Mieszkał tam mój kolega, który zapewniał, że jak przyjadę, to praca się znajdzie i wszystko będzie dobrze. Ale aż tak dobrze nie było. A jak było? Pierwsze pół roku wspominam jako dramat i walkę o to, czy będzie mnie stać na zapłatę za mieszkanie, a jak zapłacę, to czy zostanie na coś do jedzenia. Bywało naprawdę ciężko. Nie miałem pieniędzy, żeby wrócić do domu, bo i takie myśli się pojawiały. Ale stopniowo, także pewnie dzięki pomocy znajomych, którzy mi załatwiali dorywcze roboty, zacząłem wychodzić na prostą. Nie było to łatwe, bo jako obcokrajowiec mogłem pracować 20 godzin tygodniowo, co w Sydney, jednym z najdroższych miast na świecie, jest raczej mało komfortową opcją. Można się z tego jako tako utrzymać, opłacić pokój w mieszkaniu wynajmowanym przez kilka osób, transport do pracy, ale już na żadne dodatkowe rzeczy nie ma się pieniędzy. Przełom jednak nastąpił? Jasne. Pomógł mi kolega z dzieciństwa. Poradził, bym się zahaczył w budowlance, gdzie wystawia się faktury nie za przepracowane godziny, a wykonaną pracę. Trafiłem do fajnej firmy malarskiej w Sydney, w której zajmowano się także renowacją drewna i stali. Akurat poszukiwali pracownika, którego mogliby wyszkolić od zera. I tak się wyszkoliłem. Potem pracowałem jeszcze chyba w dziesięciu różnych firmach. Jak wyglądało tam twoje życie osobiste? Miałem wielu znajomych, za którymi do dziś tęsknię, z niektórymi nadal mam regularny kontakt. Kiedy moja sytuacja się poprawiła, wynajmowałem z kolegami mieszkanie bliżej oceanu. Było bardziej komfortowe, poza tym mieliśmy do swojej dyspozycji cały dach budynku. Umawiałeś się na randki? Poznałem fajną Australijkę, ale to była bardziej przyjaźń… Wiesz, ja tam pojechałem szukać nie związku, a siebie. Oczywiście chodziłem od czasu do czasu na jakieś randki, spotykałem się z różnymi dziewczynami. Gdybym się jednak zakochał, to być może snułbym teraz zupełnie inną opowieść [śmiech]. Ja naprawdę rzuciłem się tam w wir pracy. Trochę odpracowywałem to moje nieróbstwo z Polski, kiedy przez większą część życia leżałem brzuchem do góry. W Australii pracowałem od poniedziałku do soboty, więc jedynym dniem na jakieś wyluzowanie się była niedziela. Trzymałeś się tam głównie z Polakami? Niekoniecznie. Znałem oczywiście wielu, ale moje towarzystwo pochodziło z całego świata. To multikulti akurat w Australii w większości przypadków się sprawdza, chociaż są tam także różne problemy. Miałeś przez te lata kontakt z kimś z obsady "Chłopaków…"? Ze Sławkiem Małyszko [II reżyser filmu – aut.], który mi nawet od czasu do czasu przesyłał do Australii książki. Raz widziałem się Maćkiem Stuhrem. Przyjechał z ojcem na promocję filmu "Obywatel". Kiedy się odezwałem, załatwił mi zaproszenie na film i spędziliśmy fajny wieczór. Zawsze dobrze mi się z nim rozmawiało i żartowało, nie inaczej było wtedy. Dlaczego wróciłeś do Polski? Stęskniłem się za rodziną, za znajomymi, za Polską. Nie było mnie w kraju przez prawie pięć lat, nawet na chwilę, a jednak w Australii to była głównie walka o utrzymanie. Moja mama obchodziła w 2015 r. okrągłe urodziny, do tego brat się żenił, a ja miałem być świadkiem. Stwierdziłem, że przyjadę, rozejrzę się i zobaczę, jak będzie. Co ci z perspektywy lat dała kilkuletnia emigracja? Myślę, że z takiego Piotrusia Pana zrobiła ze mnie dojrzalszego faceta. Wyjeżdżając, miałem trzy dychy na karku, ale na swój sposób byłem jeszcze chłopakiem, który nie bardzo potrafi wziąć sprawy w swoje ręce. Brakowało mi odpowiedzialności, bo nie musiałem się o zbyt wiele rzeczy martwić. W Australii wydoroślałem i zacząłem pewne rzeczy postrzegać zupełnie inaczej. Czyli? Mniej myśleć o sobie, a więcej o innych. Przestałem podchodzić do życia roszczeniowo. Kiedyś podchodziłeś? Jasne, że tak. "Bo mi się należy" i tak dalej. Niestety, widzę coś takiego u bardzo wielu młodych ludzi. Dziś myślę, że filmy, w których zagrałem, były wprowadzeniem do życia, które mam teraz. Bo to, że przeżyłem jakąś przygodę, tknęło mnie, żeby samemu szukać innych przygód i doznań. Te wszystkie wyjazdy zagraniczne dają strasznego kopa, zwłaszcza kiedy leci się na drugi koniec świata. Jest się tam praktycznie samemu, trzeba zacisnąć pasa i się jakoś zorganizować. Jeśli to się uda, praktycznie bez pomocy rodziny czy znajomych, to czujesz, że nic nie jest w stanie ciebie zatrzymać. Czujesz się dużo bardziej wartościowym człowiekiem. Tak było ze mną. Foto: Materiały prasowe Tomasz Bajer Co robiłeś po powrocie do Polski? Wiedziałem, że prawdopodobnie nie będę tu pracował. Zależało mi na wykorzystaniu nowo nabytych umiejętności renowacji drewna i stali, ale zdawałem sobie sprawę, że w Polsce aż takiego zapotrzebowania na tego rodzaju usługi nie ma. Chciałem wyjechać na Zachód, gdzieś, gdzie żyje się na podobnym poziomie jak w Australii. I mój wybór padł na Norwegię. Spędziłem tam dwa lata, pracując w jednej z lepszych firm malarskich, na lotnisku Oslo-Gardermoen. Regularnie, co kilka tygodni, wracałem na dziesięć dni do Polski, zwłaszcza że miałem do kogo. W Polsce spędzałem też całą zimę. Znalazłeś miłość? Tak, krótko po powrocie, zupełnie niespodziewanie, bo jej wcale nie szukałem. Jesteśmy z Julią, która jest Białorusinką, razem od 5 lat i budujemy wspólne życie. Trzyma mnie tu teraz serce i praca, ale nie potrafię powiedzieć, czy będę tutaj zawsze. Jest we mnie coś takiego, że spoglądam w kierunku Australii czy Nowej Zelandii. Zdecydowanie wolę góry niż morze, więc Nowa Zelandia, chociaż są w niej trochę gorsze warunki do życia, spokojnie mogłaby być miejscem, w którym się zestarzeję. Jesteś szczęśliwy? Mogę powiedzieć, że generalnie tak, ale nie przepadam za tym określeniem. W ogóle uważam to popularne wśród ludzi gonienie za szczęściem za dość niebezpieczne. Dlaczego? Bo to jest dążenie do tego, żeby unikać bólu, cierpień, negatywnych doznań. A przecież nie ma dobra bez zła. Ja mimo wszystko wolę, kiedy to moje życie jest w miarę spokojne, nie dzieje się za dużo złego i za dużo dobrego - wtedy czuję się najlepiej. I w sumie czym jest szczęście? To tylko stan umysłu, bardzo ulotny. Jako ludzie lubimy się do różnych stanów przyzwyczajać, a kiedy następuje jakiś kryzys, mamy problem. Dlatego wolę być zdrowy niż szczęśliwy. Czym się teraz zajmujesz? Bo Norwegia, jak rozumiem, to też już przeszłość. Przeszłość, gdyż okazało się, że na te moje renowacyjne umiejętności specjalnego popytu tam także już nie ma. Zdecydowałem, że muszę się przekwalifikować. Od dwóch lat jestem technikiem PDR. Zrobiłem w Lesznie specjalny kurs u kolegi, z którym teraz wspólnie prowadzimy firmę Zajmujemy się bezlakierowym usuwaniem wgnieceń z karoserii aut oraz prowadzeniem kursów PDR. Może nie jest to prosta robota, ale w miarę czysta, wymagająca precyzji, cierpliwości i oka do detalu. Czyli czegoś, co zawsze było moją mocną stroną. Niedawno na ekrany weszła komedia Michała Milowicza i Kacpra Anuszewskiego "Futro z misia", nakręcona z udziałem części obsady "Chłopaków…". Ciebie zabrakło. Dlaczego? To nie jest pytanie do mnie. Nie było telefonu? No dobrze, trochę też do mnie, bo tak naprawdę nie robię nic w kierunku aktorskim i jak mówiłem, nie jeżdżę na castingi. Mieszkam dość daleko od stolicy, dzieląc życie między Poznań i Leszno. Ale gdyby ktoś pomyślał, że fajnie by było mnie zaprosić, to pewnie wykonałby telefon. Możliwe też, że ludzie z tego filmu nie wiedzieli, że wróciłem do Polski. Nie za bardzo się z tym afiszowałem. Zagrałbyś? Nie wiem. "Chłopaki nie płaczą", a także "Poranek kojota" postawili poprzeczkę bardzo wysoko. "Futro z misia" otrzymało dość kiepskie recenzje, mimo bardzo dobrej obsady. Ja go jeszcze nie widziałem, więc trudno mi się wypowiedzieć. Nie tęsknisz za kinem? Pewnie, że czasem tęsknię. Na planie "Chłopaków…" połknąłem bakcyla, a praca z Olafem była naprawdę fantastyczna. Gdybym jednak miał wrócić przed kamerę, zależałoby mi, by to trzymało poziom. Nie mówię, że ma to być od razu tak kultowe jak "Chłopaki" czy na swój sposób "Poranek kojota", tego się nie da zaplanować, ale by to była po prostu udana produkcja. Chociaż chyba każdy, kto staje przed kamerą, o tym marzy. Nie miałeś nigdy poczucia, że nie skonsumowałeś swojej popularności do końca? Nie myślę w ten sposób. Chciałbym powiedzieć, że wszystkie wybory, jakich dokonałem, były słuszne, ale zdaję sobie sprawę, że tak nie jest. Nie zawsze dokonujemy właściwych wyborów, ale to na tych niewłaściwych dużo więcej się uczymy. Staram się wychodzić z założenia, że to, co było, jest za mną, a liczy się to, co jest teraz, zwłaszcza że kształtuje to moją przyszłość. Jasne, że czasem zastanawiam się, co by było, gdyby..., ale zawsze coś jest kosztem czegoś. Zrobiłbym tamto, nie przeżyłbym tego. Czy byłoby to lepsze? Nie mam pojęcia. Staram się, żeby moje życie było dobre i cieszę się z tego, jakie ono jest. To dla mnie najważniejsze. Nie musisz być wielkim i znanym aktorem, żeby twoje teksty znała i cytowała połowa Polski. Chłopaki nie płaczą - najlepsze sceny z Laską Pamiętacie "Laskę" z filmu "Chłopaki nie płaczą"? Choć być może trudno w to uwierzyć, od premiery tej kultowej komedii w reżyserii Olafa Lubaszenki minęło już dwadzieścia lat. Tomasz Bajer, czyli ekranowy "Laska", wystąpił później jeszcze w innym filmie reżysera - "Poranek kojota". Wkrótce jednak zrezygnował z aktorstwa. Co dzieje się z nim dzisiaj? fot. Wellman/AKPA Od premiery filmu „Chłopaki nie płaczą” w reżyserii Olafa Lubaszenki minęły właśnie dwie dekady. Komedia, która z pewnością zasłużyła na miano kultowej, pomimo upływu czasu wciąż bawi. Wiele kwestii wypowiadanych przez bohaterów filmu Lubaszenki na stałe weszło do codziennego języka. Jedną z najpopularniejszych postaci kojarzonych z „Chłopakami…” jest „Laska”, w którego wcielił się Tomasz Bajer. Kiedy stanął na planie filmu Lubaszenki, miał 21 lat i był naturszczykiem. Olaf Lubaszenko „znalazł” Bajera na spotkaniu w Poznaniu, z którego ten pochodzi. W rozmowie z Onetem odtwórca roli słynnego „Laski” opowiedział o szczegółach tego spotkania. „Byłem wtedy uczniem Prywatnego Anglojęzycznego Liceum Ogólnokształcącego w Poznaniu. Długo rozmawialiśmy z Olafem, także o narkotykach wśród znanych ludzi. Potem powiedział, że kręci film, i poprosił o numer telefonu. Podałem numer babci, u której wtedy czasowo mieszkałem. Po miesiącu odebrałem telefon z zaproszeniem na casting. Rolę „Laski" dostałem od razu” – wspomina. „Dopiero po latach dowiedziałem się z książki „Chłopaki niech płaczą”, że Olaf musiał walczyć z producentami, żebym zagrał. Twierdzili, że obsadzenie takiego amatora jak ja to zbyt duże ryzyko. No ale on postawił na swoim. Zawsze będę mu za to wdzięczny” – dodaje. Tomasz Bajer po „Chłopakach…” Po „Chłopakach…” Tomasz Bajer wystąpił w jeszcze jednym filmie Lubaszenki – „Poranku kojota”. Potem zagrał także kilka epizodycznych ról w serialach. W końcu jednak słuch o nim zaginął. Bajer porzucił aktorstwo. Jak mówi dzisiaj, z chodzeniem na castingi było mu po prostu nie po drodze. W tamtym czasie mieszkał i studiował w Poznaniu, zaś wszystkie castingi odbywały się w Warszawie. Bajer zawsze sporo podróżował. W pewnym momencie podjął decyzję, by wylecieć do Australii. Tam osiadł na długie lata, zdobywając wiele nowych doświadczeń. „Wyjazd do Australii był bardzo spontaniczny. Mieszkałem w tamtym okresie u mamy, liżąc trochę rany po dziesięcioletnim związku, paru nieudanych inwestycjach i innych działaniach. Trochę pomagałem w domu, ale generalnie się obijałem. Stwierdziłem, że jeżeli dalej będę tak funkcjonował, to równie dobrze mogę założyć kalosze, pójść pod sklep, otworzyć browar albo wódkę i spędzić tak resztę życia. Zrozumiałem, że najlepszym kopem będzie samodzielny wyjazd, bez pomocy rodziny, jak najdalej od Polski. A że już wcześniej byłem w Australii przez blisko rok, kierunek wydał mi się oczywisty. Mieszkał tam mój kolega, który zapewniał, że jak przyjadę, to praca się znajdzie i wszystko będzie dobrze. Ale aż tak dobrze nie było” – powiedział w wywiadzie dla Onetu. Co robi dzisiaj Tomasz Bajer? W Australii pracował w branży budowlanej. Mieszkając w Sydney, trafił do firmy budowlanej, która zajmowała się również renowacją drewna i stali. Później to samo robił w Norwegii. Kiedy popyt na usługi renowacyjne zaczął spadać, Bajer uznał, że powinien się przekwalifikować. W końcu wrócił do Polski, gdzie rozpoczął własny biznes. „Od dwóch lat jestem technikiem PDR. Zrobiłem w Lesznie specjalny kurs u kolegi, z którym teraz wspólnie prowadzimy firmę. Zajmujemy się bezlakierowym usuwaniem wgnieceń z karoserii aut oraz prowadzeniem kursów PDR. Może nie jest to prosta robota, ale w miarę czysta, wymagająca precyzji, cierpliwości i oka do detalu. Czyli czegoś, co zawsze było moją mocną stroną” – zdradził. Niedawno na ekrany polskich kin wszedł film „Futro z misia”, w którym wystąpiła część obsady „Chłopaki nie płaczą”. Tomasza Bajera w filmie jednak zabrakło. Jak powiedział Onetowi, nie otrzymał propozycji wystąpienia w nowej, niezbyt ciepło przyjętej przez krytyków produkcji. Bajer przyznaje jednak, że chociaż od jego występu w „Chłopakach…” minęły już dwie dekady, ludzie nadal rozpoznają go na ulicy. „Najczęściej rozpoznają mnie po głosie, po wyglądzie rzadziej. Wiadomo, że się trochę zmieniłem, chociaż dzięki dobrym genom nie postarzałem się za bardzo. To są zawsze bardzo przyjemne sytuacje, nie było chyba ani jednej niemiłej. Może dlatego, że „Laska” to bardzo pozytywny chłopak” – mówi.
Wyniki wyszukiwania frazy: chłopaki nie płaczą. Strona 657 z 666. Naja Myśl 25 stycznia 2014 roku, godz. 1:16 60,2°C Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie
[verse 1 - Solar] Helo bejbe, Solar, Białas, TomB Ten kawałek będą wspominali jak Halembe Każdy z nas zapewne, wypadał na zakręcie, Gdy dupy pierdolnięte, rzucały swe zaklęcie I się zbierało na płacz jak beje na wino Życie usłane różami, nagle jebie padliną Ziomy, melanż - prosty temat, robie z siebie szmatę Choć nigdy nie denata z denaturatem Deszcz stuka o parapet, a samotność do drzwi Ale ręki nie wyciągne, godność nie pozwala mi Rozstania, powroty, tylko po co ty? Skoro za parę dni, wspólnie stwierdzimy, że chuj w to. Zrywka raz na jakiś czas ma w chuj sensu, Reset, aż system znowu na łapie błedów Grunt to to rozumieć i w toku nieporozumień Nie wejść pod pantofel, każda dupa na to poluje [Ref] Nawet jeśli Świat nie jest tak ładny Jakbyś chciał Przeanalizuj wszystkie fakty Z dawnych lat Zaciśnij pięści, bądz uparty Bo każdy z nas Codzień musi o swoje walczyć Bez szans na płacz [verse 2 - Białas] Ej chłopaki (co?!) otrzyjcie łzy z twarzy Ja nawet na pustyni bym kurwa szukał plaży Narzekać to nie sztuka, sztuka więcej waży A ja niosę ją dla was, choć mi siadają stawy Mam taki nawyk - nigdy nie odpuszczę Nawet jak ryj krwawi i mają mnie na muszce Lipę to mają chłopaki co siedzą na puszce A gad macha kluczami, no i mówi 'Nie wypuszczę' Życie jest krótkie, ucieka w mgnieniu oka I nie jest OK, gdy odchodzi ktoś, kto Cię kocha Osoba, za którą jesteś gotów mordować Odeszła do Boga, bez ostatniego słowa Chowasz twarz w dłoniach, przerasta Cię ta chwila Oddałbyś swoje życie żeby tylko tu była I bezradność zabija, i chcesz od nowa zacząć I już kurwa nie wierzysz, że chłopaki nie płaczą [Ref] Nawet? Nawet jeśli Świat nie jest tak ładny Jakbyś chciał Przeanalizuj wszystkie fakty Z dawnych lat Zaciśnij pięści, bądz uparty Bo każdy z nas Codzień musi o swoje walczyć Bez szans na płacz [verse 3 - TomB] Zawsze wierzyłem, że łzy są niepotrzebne I nie ronię ani jednej, nawet jeśli cienko przęde Nie ma że emocję przejmą lejce (TomB) Nawet jakby ujebało mi nogi, to przez to przejdę Czasem brak ci tlenu, serum panaceum Ale co się tak łamiesz, jakbyś łyknał laksigenu Los się nie uśmiecha? To trzeba zmienić kości jesteś mężczyzną? Wbijaj chuja w przeciwności Życie cię dociska do gleby, to rozkmiń! Weź się tak nie ciskaj, to trening, rób pompki! Jeśli to nie dzisiaj, to kiedy? Dorośnij! Świat się nie zatrzyma, przyspieszy, ciebie zwolni! Nie ma się co mazać, chyba że po ścianach Po chmurze i na chmurze, bym se jebnął taga A jakbyś go zamazał, to bym cię wymazał Bo chłopaki nie płaczą TomB, Solar, Białas [Ref] Nawet jeśli Świat nie jest tak ładny Jakbyś chciał Przeanalizuj wszystkie fakty Z dawnych lat Zaciśnij pięści, bądz uparty Bo każdy z nas Codzień musi o swoje walczyć Bez szans na fałsz m23sLb.
  • fgwi717gu5.pages.dev/92
  • fgwi717gu5.pages.dev/54
  • fgwi717gu5.pages.dev/33
  • fgwi717gu5.pages.dev/15
  • fgwi717gu5.pages.dev/92
  • fgwi717gu5.pages.dev/16
  • fgwi717gu5.pages.dev/65
  • fgwi717gu5.pages.dev/52
  • teksty laski z chłopaki nie płaczą